wtorek, 5 stycznia 2016

Nie będzie następnego razu

Hej! Witam Was kochani czytelnicy! :)
Z tej strony ponownie Sangrim!
Od razu Was ostrzegam, że to NIE JEST TEN POST KTÓRY WCZEŚNIEJ ZAPOWIADAŁAM. Mamy małe "problemy" a ponieważ dawno nic nie pojawiło się na blogu, to postanowiłam, że może coś napiszę. Coś mnie natchniło by napisać takie krótkie opowiadanie w stylu fantasy. Według mnie nie jestem zbyt utalentowana jeżeli chodzi o pisanie, ale postanowiłam spróbować. Raczej nie sądzę, że to opowiadanie będzie świetne i wciągające, ale mam nadzieję, że chociaż jednej osobie się spodoba ;)
To do dzieła! XD


~~~

Czasami cena za spełnienie obowiązku jest za wysoka, ale mimo wszystko trzeba się z nią pogodzić.

Jedyne co Navis zdążyła ujrzeć przed utratą przytomności był kawałek połyskującego w słońcu metalu, który prawdopodobnie był mieczem przeciwnika. Otrzymała wyjątkowo mocny cios w głowę, co pozbawiło ją świadomości na dobre kilka godzin.

Obudziła się na miękkim łożu w jakimś namiocie. Otworzyła oczy próbując zbadać okolicę, lecz wszystko ku jej rozczarowaniu zaszło mgłą, która wcale jej nie pomagała w badaniu środowiska. Poczuła jakby coś ją gniotło w plecy. Po chwili kręcenia się na łożu doszła do wniosku, że na szczęście nic nie stało się z jej skrzydłami, tak, skrzydłami. Navis była jednym z aniołów - patronów. Jej zadaniem była ochrona swojego podopiecznego. Na ziemi niewiele mogła wskórać, lecz w chmurach jej najpilniejszym obowiązkiem było stróżowanie Alanowi - jej piętnastoletniemu podopiecznemu. Jednak sama Navis była w tym samym wieku, co oznaczało brak większego doświadczenia. Na ziemi Alan zmarł przez bardzo groźną chorobę, w chmurach mógł zginąć z rąk demonów, a ponieważ takich nie brakowało, Navis miała powód do zmartwień i musiała nie odstępować go na krok. Pewnie zastanawiacie się czym są Chmury? Chmury to kraina gdzieś pomiędzy ziemią a niebem (lub ewentualnie piekłem). Można ją nazwać czymś w rodzaju czyśćca, tylko że w bardziej magicznej odsłonie. Chmury to tak w skrócie mówiąc magiczna kraina, która wygląda tak jak stereotypowa baśniowa kraina.

Navis usłyszała jakieś kroki.
- Wszystko w porządku? - zapytał ciepły w brzmieniu, lekko chłopięcy głos
- Yrgh... - zamruczała Navis, po czym postanowiła usiąść na łożu
- Nie wstawaj jeszcze! Jesteś jeszcze za słaba! - zaczął sprzeciwiać się głos
- Co do...? - zdziwiła się dziewczyna, ponieważ "mgła" w końcu opadła
- Spokojnie, leż...
- Gdzie ja jestem?! - krzyknęła młoda dziewczyna, ponieważ była trochę zaskoczona widokiem chłopaka.
Gdy powtórnie mogła bez jakichkolwiek "mgieł" patrzeć przed siebie, postanowiła przyjrzeć się jemu. Ach no przecież, to był Alan. Nie wiedziała dlaczego go nie poznała. Chłopak miał lekko przydługawe, czarne włosy, opadające delikatnie na jego lewe oko. Jego oczy miały kolor bardzo ciemnego brązu, były prawie czarne. Pomimo swojego młodego wieku, miał w kąciku ust mały kolczyk. Ogółem ubierał się w stylu, który można roboczo nazwać "luźnym". Aktualnie miał na sobie czarne jeansy, czerwoną koszulę w kratkę a pod spodem nosił białą bluzkę i srebrny łańcuszek. Można powiedzieć, że ten luzak był całkiem przystojny.

- Ey, ey! Laska! Uspokój się! - zaśmiał się Alan - Przytachałem cię tu, bo dość mocno oberwałaś od tego demona.
- Ehehehe... - odpowiedziała zawstydzona Navis, ponieważ to ona miała go bronić, nie na odwrót - Emmm... A to jak nas uratowałeś?
- Normalnie. Wziąłem twoją wykałaczkę i zacząłem walczyć. Tyle.
- Tiaaaaa bohaterze... A pozatym to nie jest wykałaczka tylko miecz!
- Och... Naprawdę? - droczył się dalej chłopak, a jego zadziorny charakter zaczął brać nad nim górę
Po czym Alan zdjął koszulę i rzucił ją na prowizoryczny stolik a następnie wyszedł z namiotu. "I on to sam zbudował? Nieźle..." - podziwiała dziewczyna. Następnie wyszła z namiotu by dołączyć do chłopaka.
- Sam budowałeś? - odezwała się
- Yhm... - mruknął - Jesteś głodna?
- Nawet nie...
- No jasne... Nie kryj się tak. Wiem, że onieśmielam cię, ale to nie znaczy, że masz bać się prosić mnie o drobiazgi. - zaśmiał się Alan
- Chciałbyś! - odkrzyknęła - No ale jak Panu Skromnemu to zrobi przyjemność to prosze, przynieś mam coś do jedzenia.
Chłopak w odpowiedzi tylko cicho zaśmiał się i wrócił do namiotu.

Chwilę później przyszedł z dwoma talerzami naleśników i usiadł na trawie obok Navis podając jej drugi talerz.
- Smacznego. - powiedział
- Dzięki, smacznego. - odpowiedziała, po czym spytała - Skąd ty je w ogóle wziąłeś?
- Magia! - uśmiechnął się Alan
Rzeczywiście, to trochę brzmiało magicznie. W końcu mieli zapas żywności i innych przedmiotów codziennego użytku, ale zastanawiało ją jak zdołał sporządzić posiłek bez użycia kuchenki? No w prawdzie mógł rozpalić ognisko, ale nadal nie rozumiała dlaczego miałby się tak z tym kryć. Przecież mógł je rozpalić na zewnątrz namiotu. Jednak to niezbyt obchodziło dziewczynę, ważne dla niej było, że miała czym napełnić żołądek.

Następnego dnia wyruszyli w dalszą drogę. Mieli misję do wykonania, a tak właściwie to sama Navis miała misję. Król Chmur, Dawegon, podejrzewał coś u Alana. Zdradził jej, że czuje w nim coś niezwykłego. Droga Szła dość szybko, dopóki nie weszli w tą ciemniejszą stronę Chmur - Kanion Gashegyor. Tam mieściło się siedlisko demonów. Już na sam koniec drogi przez kanion zostali prawdopodobnie napadnięci przez demony i oboje stracili przytomność.

Oboje "wrócili do żywych" w jakimś miejscu przypominającym klatkę. było dość ciemno.
-Alan! Ej! Wstawaj! - zaczęła krzyczeć Navis
- Nie widzisz, że śpię? - zamruczał chłopak
- Jak zaraz nie wstaniesz, to możesz się potem już nie obudzić!
- I tak już umarłem... Tam na ziemi... - powiedział bez żadnego przejęcia
- Wstawaj albo osobiście ci pomogę!
- No dobra, jak masz o to robić tyle hałasu... - powiedział z wyraźnym niezadowoleniem - Ey! Gdzie my jesteśmy?!
- Nie wiem, ale... - Nie zdążyła dokończyć, ponieważ ciemność zaczęła się rozpraszać, a drzwi klatki się otworzyły
Znajdowali się na czymś przypominającym arenę. Dookoła było mnóstwo demonów, krzyczących coś w rodzaju "Hagon, Hagon, Hagon!". "Co to jest Hagon?" - pomyślała Navis, lecz odpowiedź sama przyszła. Z drzwi naprzeciwko wyszedł jakiś dziwny, rogaty i obrzydliwy potwór.
- No! Wyłazić! - wrzasnął jakiś gruby męski głos, po czym oboje zostali wypchnięci z klatki.
Drzwi za nimi się zamknęły. Mieli dosłownie chwilkę by się rozejrzeć. Navis szukała jakiegokolwiek wyjścia i ujrzała coś. Z boku ujrzała jakieś drewniane, małe drzwi przez które wyraźnie wydobywało się światło. Nagle rozbrzmiał odgłos gongu, a bestię spuszczono z łańcucha. Zaczęła się walka. Nie była jakoś mocno efektowna. Cały czas Navis i Alan uciekali przed tym potworem. Trwało to może z kilka długich minut.
- Dobra, koniec! - krzyknęła Navis, po czym podleciała do strażnika stojącego na murze, wyrywając mu miecz. Następnie uniosła się na wysokość mniej więcej 4 metrów, by być na równi z potworem. Następnie zaczęła atak. Robiła uniki, skoki, zrywy i atakowała potwora mieczem. W końcu udało jej się zranić go w oko, bardzo go przy tym denerwując. Ten jednak stracił zainteresowanie Navis i obrócił się w stronę Alana, a następnie zapluł w jego stronę ogniem. Navis nie miała za dużo czasu na reakcję. Ruszyła w jego stronę, by uratować swojego podopiecznego. Alan próbował uciec, ale strumień ognia był za szeroki i nie zdołałby przed nim uciec. Navis już prawie była przy nim, tak samo jak ogień. Już stanęła obok niego lecz ogień był za blisko. Przytuliła go do siebie i zakryła go swoimi skrzydłami. Tylko tyle była w stanie zrobić. Arena okryła się kurzem...
- Aaaaargh! - odbił się echem krzyk Navis, a cała widownia zaczęła szeptać
Kurz opadł, a w kącie areny ukazał się szokujący widok. Obok Alana leżała Navis, lecz nie ta Navis, inna Navis. Otworzyła oczy, obawiając się pewnej rzeczy. Szybko chwyciła się za plecy. Jej obawy się spełniły.
- Hey! Wszystko w porządku?! - zapytał panicznie Alan - Odpowiedz! Proszę! W porządku?!
W odpowiedzi dostał smutne spojrzenie dziewczyny, a po jej policzkach poleciały łzy. Zrobiła ruch jakby chciała rozprostować skrzydła lecz... Skrzydeł nie było. Zamiast nich, zostały obwęglone kikuty.
- Och... Nie martw się... Odrosną... - chciał ją pocieszyć, lecz sam dobrze wiedział, że skrzydła nie odrastają
Wtedy tłum na widowni zaczął buczeć, a pojedyncze demony zaczęły zchodzić na arenę, przy okazji denerwując potwora. Teraz pojawiła się szansa na ucieczkę. Alan chwycił za rękę płaczącą dziewczynę i wywarzył drzwi, umożliwiając im ucieczkę. Opuścili arenę i pobiegła w stronę lasu.

Po chwili doszli do wniosku, że zdołali uciec. Zamiast się cieszyć i śmiać się ze swojego szczęścia, zapadła niezręczna cisza. Navis szła powoli, rozstrzęsiona utratą skrzydeł. Wiedziała z czym to jest związane. Teraz już nie mogła stróżować Alanowi, prawo tego zabraniało. Anioł bez skrzydeł nie mógł pełnić już swoich funkcji, był traktowany jak kaleka. Ciszę postanowił przerwać Alan.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze - lekko uderzył ją w ramię i próbował się uśmiechnąć
- Nic już nie będzie dobrze... - powiedziała ze smutkiem i powagą
- Następnym razem musimy bardziej uważać.
- Nie będzie następnego razu... - powiedziała i ręką pokazała gest, że chłopak ma zamilknąć i się o nic nie pytać
Dalsza droga minęła w ciszy...

~~~

No to tyle XD
Czuję, że chyba zmarnowałam w miarę OKai scenariusz, no ale mam nadzieję, że nie było aż tak źle ;)
Do następnego postu! (przewiduję, że będzie to już ten obiecany post xD)
Pozdrawiam
Sangrim  ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz