środa, 20 stycznia 2016

Rose

Hej! :)
Witamy Was po przerwie! (Bardzo długiej z resztą.)
Przepraszamy za ten dłuuuuuuuuuuuuuuugi brak jakiegokolwiek postu na blogu, ale miałyśmy naprawdę pracowite i męczące tygodnie. Mam nadzieję, że rozumiecie.
Ale teraz to już mało ważne. Wracamy z postem o tematyce, której nie koniecznie mogliście się spodziewać. Zajmiemy się stworzeniem własnej creepypasty! :D Ponieważ ta jest naszą pierwszą, to bardzo prosimy o wyrozumiałość (no wiecie, trzeba jakoś zacząć xD).
To co? Może koniec tego ględzenia... Zacznijmy! :)
Miłego czytania :)    

Rose


Był cudowny, letni poranek. Annabeth Thames i jej rodzina właśnie wybierała się na długo wyczekiwaną wycieczkę. Mieli przed sobą długą drogę, dlatego musieli wstać wcześnie rano. Annabeth, pomimo iż była wyjątkowym śpiochem, wstała najwcześniej z całej rodziny. Chciała odpocząć od tego całego stresu, który przeżywała w ciągu ostatnich dni. Miewała sny, ale nie takie zwykłe. Na pozór normalne, ale przy każdym z nich odczuwała dziwne uczucie, jakby ktoś ją obserwował. Jednak teraz to nie było ważne. Cieszyła się, że w końcu gdzieś wyruszy w podróż. Cała rodzina szybko się zebrała, wpakowała bagaże do samochodu i wyruszyła w drogę. Trasa była bardzo długa, a na drogach ogromne korki.

W końcu zostało im do przebycia tylko kilkadziesiąt kilometrów. Zapadła noc. Annabeth i jej młodsza siostra, Sarah, zasnęły ze zmęczenia jednak nie na długo. Annabeth obudziły głośne krzyki jej mamy, a przed autem ukazało się oślepiające światło. Sekundę później poczuła uderzenie, a samochód zaczął się skądś staczać. Koziołkował, a potem osiadł na dachu. Wtedy straciła przytomność. O dziwno obudziła się dosłownie chwilę po wypadku. Rozejrzała się dookoła, ale wszędzie była tylko krew. Spojrzała w bok i ujrzała przerażający widok. Była to Sarah. Miała wielką ranę na głowie, w której było mnóstwo odłamków szkła. Pomimo iż młodsza miała 12 lat, płakała jak dziecko. Z resztą, kto by nie płakał. Annabeth spojrzała w przód. Tam z kolei zobaczyła swoich rodziców. Mama leżała bezwładnie na desce rozdzielczej z przebitą jakimś prętem głową. Tata nie wyglądał wcale lepiej. W jego klatkę piersiową wbiła się kierownica, a  głowa była pokaleczona szkłem. W tej chwili Annabeth spostrzegła, że czuje przeszywający ból w nodze. Uznała, że pewnie została tak przygnieciona siedzeniem, że ją złamała. Dookoła samochodów zaczynał rozniecać się ogień, który niebezpiecznie zbliżał się w stronę dziewczynek. Na szczęście wypadek był przy dość ruchliwej drodze dlatego w porę zareagowało mnóstwo ludzi. Zaraz poczęli wybijać resztki szyb i wyciągać poszkodowanych. Szesnastolatka z przerażeniem patrzyła na płonące, doszczętnie zniszczone samochody. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Czuła smutek niebezpiecznie zmieszany z gniewem. Miała ochotę krzyczeć, pobić sprawcę wypadku, któremu udało się wyjść cało, bez większych obrażeń. Skupiła na nim wzrok i już chciała wyrwać się z rąk kobiety, która pomagała utrzymać się jej na nogach, gdy nagle poczuła senność i zmęczenie. Przymknęła lekko oczy i już chciała zasnąć, lecz poczuła wtedy, że jej nogi odrywają się od podłogi a jakiś męski głos mówi "Pomóżcie mi ją posadzić i ustabilizować". Włożono ją na nosze, a potem wraz z siostrą wwieziono do karetki. Poczuła jeszcze większe zmęczenie, a wokół słyszała jedynie "tylko nie odchodź!".

Obudziła się w szpitalu. Miała na sobie masę ran i gips na nodze. Rozejrzała się po sali i zauważyła wpatrującą się w nią pielęgniarkę, która miała łzy szczęścia w oczach.
- Kochanie! Na szczęście żyjesz! Spokojnie, już wszystko w porządku. - odezwała się piskliwym głosem.
- A-a-ale co się stało. - odpowiedziała nieco zdumiona.
- Nie ważne! Grunt, że żyjesz!
- Gdzie moi rodzice? Gdzie Sarah?
Twarz pielęgniarki nagle posmutniała. Chwilę milczała, po czym odezwała się chrypliwym głosem:
- Twoi rodzice nie żyją... A Sarah walczy o życie na oddziale intensywnej terapii. W jej rany wdało się mocne zakażenie...
- Muszę ją zobaczyć! - zerwała się z łóżka, ale szybko została powstrzymana przez pielęgniarkę
- Musisz odpoczywać. Twoja siostra też nie czuje się za dobrze i również przydałby się jej odpoczynek. Jeżeli sama nie chcesz odpoczywać, to chociaż jej na to pozwól.
Annabeth oparła się o łóżko i przymknęła oczy.
- Dobrze... - to jedyne co wypowiedziała nim zapadła w sen.

Minął pierwszy dzień. W szpitalu zjawiła się ciocia dziewczynek, która po śmierci swojej siostry postanowiła dać im dach nad głową. Jednak Sarah była pisana śmierć. Zmarła po trzech dniach od wypadku z powodu zakażenia i odłamków szkła, które utknęły w mózgu. Po tygodniowej obserwacji postanowiono wypisać Annabeth ze szpitala. Ciocia kupiła jej kilka chwilowych ubrań i pomogła wejść do auta. Po dotarciu do domu wskazała tymczasowy pokój i kazała rozgościć jej się. Dziewczyna przytuliła swojego kochanego misia i zaczęła płakać. Miś jak dobry przyjaciel pozwalał Annabeth wypłakiwać smutki w swoje pluszowe ramię. Dziewczyna chciała zapomnieć o wszystkim złym, co ją dotychczas spotkało. Jednak nie mogła, ponieważ cały czas myślała o wypadku i o dziwnym uczuciu, które zniknęło nagle w przeddzień katastrofy. Jednak fakt ten wzięła za zbieg okoliczności i poszła coś zjeść.

Minął miesiąc. Z nogi Annabeth postanowiono zdjąć gips. Zadowolona, że w końcu będzie normalnie funkcjonować postanowiła odwiedzić groby swoich bliskich, pochowanych w miejscowym cmentarzu. Dowiedziała się, że została przepisana do nowej, pobliskiej szkoły. Trochę się tym zmartwiła, ale zaraz porzuciła tę myśl. Dotarła  do bramy cmentarnej. Poprosiła o chwilę samotności i ruszyła w stronę grobów. Usiadła na ławce naprzeciwko i zaczęła rozmyślać. Zauważyła, że przy grobach obok stoi pewien chłopak. Najwidoczniej zauważył jej ciekawski wzrok na sobie i się obrócił, zaczynając rozmowę:
- Cześć. Jestem Taylor. Nowa w okolicy?
- Tak - burknęła, a po jej policzkach mimowolnie spłynęły łzy.
- Tutaj leży twoja rodzina, tak?
- Rodzice i siostra...
- Też kiedyś miałem rodziców, ale ich straciłem. To był nieszczęśliwy wypadek.
- Moja rodzina zginęła w wypadku... Pamiętam to jakby było wczoraj.
- Moi rodzice zginęli w pożarze... Te płomienie...
Chłopak nagle zamarł, a jego oczy otworzyły się szeroko. Postanowiła odciągnąć go od jego myśli.
- Mieszkasz tu od dawna?
- Od dziecka, a ty?
- Od miesiąca...
Taylor spojrzał na zegarek, po czym się odezwał:
- Przepraszam, muszę iść. Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. Może następnym razem w milszym miejscu? To na razie!
- Cześć - wyszeptała Annabeth, czując przyśpieszone bicie serca.

Następnego dnia poszła do szkoły. Okazało się, że poznany na cmentarzu Taylor Cave chodził do tej samej szkoły, a nawet do tej samej klasy. Szybko się zaprzyjaźnili, a później zostali parą. Wszystko było już w porządku. Dni mijały normalnie... Do czasu. Rok później zaczęła miewać dziwny sen. Pewnego dnia pojawił się znikąd. Rozpoczynał się na leśnej polanie.

Jedynym źródłem dźwięku na rozległej, leśnej polanie był cichy szelest gdy nagle się tam pojawiła. Delikatny wiatr rozwiał jej jak zwykle idealnie ułożone włosy. Podmuch nasilał się z każdą chwilą. W oddali rozległ się odgłos jakby ktoś kroczył po ściółce, łamiąc przy tym wszystkie gałązki rozrzucone na ziemi. Kroki przybliżały się coraz bardziej. Do łamania gałęzi dołączył dźwięk przedzierania się przez krzaki. Temu komuś kto szedł w jej kierunku nie zależało na dyskrecji. A to znaczyło, że był znacznie potężniejszy od niej i doskonale wiedział o swojej sile. Wstała z pozycji klęczącej i dokładnie rozejrzała się dookoła, próbując przebić wzrokiem nieposkromioną ciemność, która pojawiła się w momencie przybycia wiatru. Nagle poczuła czyjś ciepły oddech na karku. Odwróciła się w tamtą stronę. Nic nie wyróżniało tego miejsca. Za jej plecami rozległ się przerażający śmiech.
 - Kim jesteś? - rzuciła w przestrzeń, starając się, aby jej głos zabrzmiał pewnie, a nie tak jakby się bała.
- Twoim największym koszmarem. Teraz nie musisz widzieć mojej postaci. Wkrótce spotkamy się w prawdziwym świecie. Nie powiem, że będzie to dla ciebie przyjemne spotkanie. - Głos, który wypowiadał te słowa był tak przyjemny dla ucha, że mimo, iż okropnie bała się jego właściciela, a jego wypowiedź była okrutna nie chciała, żeby przerywał. - Do zobaczenia. Wkrótce.
Głos umilkł, a echo powtórzyło jego ostatnie słowa. Stała oniemiała, patrząc jak wszystko wraca do porządku dziennego. Ciemność znikła, wiatr umilkł. Nagle znikąd w jej dłoniach pojawił się zakrwawiony skrawek papieru.

Nie odwracaj się.

Jej umysł zareagował tak, jak zareagowałby każdy inny. Odwróciła się, a w jej stronę leciał nóż, który przebił jej serce zaprzestając bić.


Codziennie miewała ten sam sen. Męczył ją. Za każdym razem zasypiała z niepokojem, wiedząc, że przyśni jej się to samo. Nagle zupełnie przestała o nim śnić. Cieszyła się z tego faktu, ale czuła również niepokój. Przypomniała sobie to dziwne uczucie, które czuła rok temu. Postanowiła opowiedzieć o nim Taylorowi, jednak on ku jej rozczarowaniu nie uwierzył jej i powiedział, żeby się nie bała, bo "koszmary nigdy się nie spełniają w prawdziwym życiu". Ją to jednak nie uspokajało, ale jeszcze bardziej niepokoiło.

 Dzień po tym, jak przestała miewać ten niepokojący sen, na swojej toaletce zobaczyła czarną różę. Wyciągnęła rękę w jej stronę, lecz wtedy róża zaczęła krwawić, a jej ręce w niewiadomych okolicznościach zostały poranione. Ciocia szybko zawiozła ją do szpitala. Tam jednak okazało się, że rąk nie da się wyleczyć, a jedyne co zostaje to bandażowanie ran i ciągła zmiana opatrunków. Tajemnicza róża okazała się przeklęta, ale w dniu jej pojawienia się nikt jeszcze o tym nie wiedział.
Tydzień po wizycie w szpitalu zginęła jej ciocia. Zachorowała nagle na nieznaną lekarzom chorobę. Ponieważ Annabeth miała 17 lat, nie zabrano jej do domu dziecka. Dzień później na tej samej toaletce znalazła znajomy ze snu skrawek kartki z napisem "Nie odwracaj się". Przerażona wybiegła z domu, zamykając go na klucz. Klucz ukryła w ogrodzie i zakopała go głęboko pod ziemią. Pobiegła w stronę domu Taylora, by poprosić go o schronienie. Chłopak nie odmówił. W końcu po kilku dniach postanowiła opowiedzieć mu o swoich przeżyciach, które wcześniej nie chciała zdradzić. Taylor również i w to nie uwierzył, ale przeczuwając, że dziewczyna nie będzie się czuła bezpiecznie przysiągł jej, że pójdzie sprawdzić dom. Wrócił do niej po około godzinie, twierdząc, że niczego nie znalazł. Trudno mu było powiedzieć coś innego, gdyż tak naprawdę wcale nie był sprawdzić domu. Uznał to za lekką paranoję Annabeth dlatego się tym nie przejął.

Z Annabeth było coraz gorzej. Nieważne czy w dzień, czy w nocy, słyszała tajemnicze szepty. Głosy te były podobne do głosu tego dziwnego mężczyzny ze snu. Była pewna, że to on chce ją doprowadzić do szaleństwa. Jak było widać, całkiem skutecznie. Z każdym dniem była coraz bardziej niestabilna umysłowo. Tym już Taylor się lekko przejął, a tak właściwie to trochę bardziej się zaniepokoił o własną skórę. Zaprowadził ją do psychiatryka, gdzie była pod stałą opieką psychologa. Nie zostawił jej i  odwiedzał ją każdego dnia. Męczyły go myśli, co by było gdyby jej uwierzył lub gdyby chociaż sprawdził ten dom? Postanowił, że jej nie opuści, a przynajmniej na razie. Tak naprawdę był mało zainteresowany Annabeth już od czasu gdy powiedziała mu o swoim cyklicznym śnie. Myślał wtedy, że zwariowała i przestał się nią już tak bardzo przejmować, w obawie o swoje zdrowie psychiczne. Jednak ona wiedziała to wszystko i przysięgła samej sobie, że kiedyś mu to powie prosto w twarz.

Pewnego dnia, mniej więcej trzy miesiące po pierwszej wizycie obudziła się w środku nocy. Była północ. Zmęczona swoim szaleństwem poszła przemyć swoją twarz zimną wodą. Miała nadzieję, że potem uda jej się ponownie zasnąć. Wróciła z łazienki. Na jej łóżku była bardzo mocno kojarząca jej się kartka. Podniosła ją i przeczytała. Widniał na niej napis "Nie odwracaj się." 
Była tym wszystkim tak zmęczona, że postanowiła się obrócić. Była znudzona tym całym szaleństwem i pragnęła zginąć. Przymknęła oczy. Jednak ku jej zaskoczeniu nie poczuła noża w swojej klatce piersiowej. Postanowiła otworzyć oczy i w końcu poznać swojego prześladowcę, ale widok, który ujrzała spowodował, że zamarła niezdolna do jakiegokolwiek ruchu...

Ciąg dalszy nastąpi...

Mamy nadzieję, że podobał Wam się ten początek naszego strasznego makaronu xD
Ciąg dalszy pojawi się już wkrótce, dlatego wyczekujcie kolejnego postu.
Pozdrawiamy! ^^
Taeyeon i Kimiko ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz